Bachusiki (właściwie to chyba
Bachusięta) to dzieci Bachusa. Bachus siedzi sobie uśmiechnięty
na zielonogórskim rynku, a jego dzieci - których ciągle przybywa
- rozbiegły się po mieście. Dzieci są ewidentnie z różnych związków
- niektóre mają rogi albo kopytka, inne wyglądają jak ludzie,
choć o bardzo wyrazistych fizjonomiach. Część jest ubrana - w
winne grona albo w waciak i walonki, a reszta - wręcz przeciwnie.
Zielona Góra musi być bardzo liberalnym miastem ;)
Część Bachusików oddaje się czysto bachusowej przyjemności leniuchowania
i spożywania wina z przeróżnych kielichów i pucharów, ale niektóre
pracują (albo udają, pociągając po cichu ze stojącego obok naczynia).
Przyznaję, że nie do końca rozumiem zasadę nadawania Bachusikom
imion - o ile taka zasada istnieje...
Jeśli chodzi o rolę pełnioną w mieście, Bachusiki są bliskimi
krewnymi wrocławskich krasnali, choć póki co daleko im do mnogości
krasnalich zastępów. Wiarygodne źródła podają, że pod koniec 2017
w Zielonej Górze przebywało 43 Bachusowych dzieci, a rok później
- 45. Niestety, części z nich nie zastałam na miejscu, nie zostawiły
też żadnej informacji o tymczasowym miejscu pobytu. Z drugiej
strony - spotkałam Bachusika spoza listy (nr 35).