Moja znajomość z Sankt-Petersburgiem (wtedy jeszcze
Leningradem) datuje się od roku 1979. Kolejna wizyta miała miejsce
w 1987 i od tamtej pory odwiedzałam miasto regularnie (a nawet pomieszkiwałam
po kilka miesięcy) aż do 1996. Zatem obecna podróż mogła być w dużym
stopniu podróżą sentymentalną, powrotem po 19 latach do miasta,
które - na drugim miejscu po Gdańsku - mogę nazwać "moim".
Starałam się jednak tego uniknąć, skupiając się na obserwowaniu
zmian, które zaszły przez te prawie dwie dekady w mieście i mieszkańcach.
Jak się można było spodziewać, centrum nie zmieniło się praktycznie
wcale, jedynie odziało w reklamy i dodało anglojęzyczne informacje.
Zaś peryferyjne dzielnice sypialne zmieniły objętość, ale nie charakter.
Jedynym miejscem, w którym westchnęłam ze smutkiem nad obecnym stanem,
był jacht-klub, sprywatyzowany i broniący prywatności użytkowników.
Ludzie - choć media twierdzą coś przeciwnego - także nie zmienili
się zauważalnie. Ze wszystkich stron spotykała nas życzliwość i
zainteresowanie. Najwyraźniej pomimo niesprzyjających Rosji politycznych
wiatrów Sankt-Petersburg pozostaje kulturalną stolicą kraju.
Ponownie pretekstem do podróży był Eurocon. Konwent odbywał się
na Wyspie Wasiljewskiej, zatem wybraliśmy hotel także na "Waśce"
i wyspa stała się punktem wyjściowym wszystkich naszych wypadów
turystycznych.
Przylecieliśmy we wtorek, 21 kwietnia, późnym popołudniem (zatem
nazwijmy ten dzień Dniem Zero). Pomimo nieprzespanej nocy znalazłam
siły na krótkie wieczorne zwiedzanie Wyspy Wasiljewskiej, a właściwie
jej fragmentu zwróconego ku rozwidleniu Newy. Wyspa Wasiljewska
(etymologia nazwy sporna, być może zniekształcone słowo fińskie)
jest największą wyspą w delcie Newy, o powierzchni prawie 11 km2.
Charakterystyczną jej cechą są prospekty i numerowane linie zamiast
ulic. Wschodni kraniec, zwany Striełką, to kompleks wspaniałych
historycznych budowli harmonizujących z nabrzeżem, m.in. Budynek
Giełdy w stylu Empire z początku XIX wieku, z rzeźbą Neptuna na
fasadzie. Symbolem i znakiem rozpoznawczym Striełki są cztery wolnostojące
kolumny, zwane "rostralnymi", ponieważ są ozdobione dziobami
statków. Umieszczone u podnóży kolumn marmurowe figury alegoryczne
wyobrażają cztery największe rzeki Rosji. Przeszliśmy także koło
Kunstkamery oraz pomnika Łomonosowa. Dzień zakończyliśmy piwem w
pubie "Grad Pietrow".
Dzień Pierwszy był w całości poświęcony zwiedzaniu. Zaczęliśmy w
miejscu, w którym skończyliśmy dzień wcześniej, czyli na Striełce.
Stamtąd przeszliśmy Nabrzeżem Uniwersyteckim, zatrzymując się przy
pomniku "Posłanie przez wieki" w formie granitowej otwartej
księgi z wersami Puszkina. Pomnik powstał w 2002 roku dla uczczenia
300-lecia miasta. Następny przystanek to przystań ze sfinksami.
Para sfinksów faraona Amenhotepa III ma ok. 3,5 tysiąca lat, została
zakupiona w Egipcie w latach 30-ch XIX wieku przez Andrieja Murawiowa.
Następnie przeszliśmy Newę Błagowieszczenskim Mostem, w czasach
sowieckich zwanym mostem Lejtnanta Szmidta, będącym pierwszym stałym
mostem przez Wielką Newę łączącym Wyspę Wasiljewską z centralną
częścią miasta. Nabrzeżem Angielskim doszliśmy do najbardziej chyba
rozpoznawalnej sylwetki - konnego pomnika Piotra I z 1782 roku,
zwanego Jeźdźcem Miedzianym (dzięki poematowi Puszkina, bo naprawdę
jest wykonany z brązu) na Placu Senackim, a następnie zerknęliśmy
z daleka na Sobór Isaakijewski i spacerem przez Park Aleksandrowski
z popiersiami Przewalskiego (z wielbłądem), Lermontowa i Glinki
doszliśmy do budynku Admirałtiejstwa (Admiralicji) - obecnie siedziby
Dowództwa Rosyjskiej Marynarki Wojennej - ze słynnym "korablikiem"
na zwieńczeniu iglicy. Korablik, wraz z sylwetkami Jeźdźca Miedzianego
i podniesionego mostu stanowią trzy słynne symbole miasta. Przeszliśmy
na Nabrzeże Pałacowe (Dworcowaja Nabiereżnaja), by przystanąć w
jednym z moich ulubionych miejsc - Zimniej (Zimowej) Kanawce, króciutkim,
lecz malowniczym kanale łączącym Newę (w tym miejscu jeszcze po
prostu Newę) z rzeką Mojką. Wzdłuż Kanawki i ulicą Milionną doszliśmy
do Placu Pałacowego. Jego północny kraniec zajmuje słynna rezydencja
rosyjskich carów, Pałac Zimowy (poł. XVIII w., obecnie jeden z budynków
muzeum Ermitaż), zaś południowy - Budynek Sztabu Generalnego o półokrągłym
kształcie. Centralnie na Placu wznosi się Kolumna Aleksandrowska,
będąca najwyższą granitową kolumną świata (47,5 metra), zwieńczona
figurą anioła z krzyżem, przygniatającego węża - symbol zła. Główną
bramą łączącą plac z Newskim Prospektem jest Łuk Triumfalny, upamiętniający
zwycięstwo nad Napoleonem w 1812 roku. Łuk wieńczy 10-metrowa rzeźba
przedstawiająca skrzydlatą postać powożącą sześciokonnym rydwanem.
Tą właśnie bramą weszliśmy na Newski Prospekt, najsłynniejszą ulicę
Petersburga. Ulica ma 4,5 km długości i stanowi początek historycznej
drogi prowadzącej w stronę Moskwy. Wychodzą na nią fasady 240 budynków,
a szerokość waha się od 25 do 60 metrów. Prawa, nieparzysta strona
jest zwana "ocienioną", lewa parzysta - "słoneczną".
Na przecięciach Newskiego z rzekami i kanałami znajdują się wspaniałe
mosty: Zielony nad Mojką, Kazanskij nad Kanałem Gribojedowa i Aniczkow
z figurami koni nad Fontanką. Między Kanałem Gribojedowa a Fontanką
skręciliśmy na chwilę z Newskiego na Małą Sadową, którą przeszliśmy
do Italjanskiej ze skwerem Staro-Maneżnym i pomnikiem Turgieniewa.
W drodze powrotnej przysiedliśmy w restauracji "Kwartirka"
w klimatach sowieckich i ze świetnymi pielmieniami oraz wędzoną
rybką koriuszką (po polsku - stynką), bardzo popularną wiosną (od
2002 odbywa się corocznie w mieście Święto Koriuszki). Za Fontanką
zawróciliśmy, przechodząc na drugą stronę Newskiego, tę nieparzystą.
Minęliśmy Plac Ostrowskiego ze skwerem i pomnikiem Katarzyny II
(przy ogrodzeniu można często zastać ulicznych malarzy i rysowników).
Słynny XVIII-wieczny dom handlowy (a od pocz. XX w. - towarowy)
Gostinyj Dwor rozczarował - nie jest już wielkim zbiorowiskiem zwykłych
sklepów, lecz niedopasowaną sklejką starej architektury i prywatnych,
nastawionych głównie na turystów, butików, w których dominują suweniry
o niebotycznych cenach. Nieco tańsze pamiątki mozna było dostać
w kioskach w przejściu podziemnym - od figurek przesyłających lokalne
pozdrowienia kotków po matrioszki z Putinem. Wsiedliśmy do metra
na stacji również noszącej nazwę Gostinyj Dwor i wróciliśmy na naszą
"Waśkę", ponieważ przyszła pora na moje kolejne hobby.
W Petersburgu istnieje Siostrzane Studio ATS(R) przy zespole tanecznym
o nazwie Sirin Tribe. Nazwa jest bardzo interesująca, bowiem Sirin
to jeden z trzech rajskich ptaków o kobiecych głowach, rodem ze
staroruskiej mitologii (pozostałe dwa ptaki to Alkonost i Gamayun).
Umówiłam się z szefową szkoły na lekcje ATS(R) w ich siedzibie,
mieszczącej się w Rejonie Pietrogradzkim. Rejon ten obejmuje wyspy
północnej częsci delty Newy, a jego dwa prospekty mające takie same
nazwy jak na Wyspie Wasiljewskiej, noszą tradycyjnie dopiski PS
(Pietrogradskaja Storona). Studio Sirin Tribe mieści się przy stacji
metra Czkałowskaja, upamiętniającej radzieckiego pilota Walerija
Czkałowa, który dokonał pierwszego przelotu nad Biegunem Północnym,
a rok później zginął podczas mocno przedwczesnego oblatywania myśliwca
I-180. Przed wejściem na stację znajduje się jego popiersie. Studio
wynajmuje pomieszczenia w historycznym budynku Pieczatnego Dworu
- najstarszej drukarni Petersburga, powstałej w 1827 i działającej
aż do początku XXI wieku.
Zwiedzanie Dnia Drugiego musieliśmy zmieścić przed popołudniowym
otwarciem konwentu, zatem plan obejmował jeden punkt, za to bardzo
obszerny - lodołamacz-muzeum "Krasin". "Krasin"
jest zacumowany na Wielkiej Newie, na Wyspie Wasiljewskiej przy
Nabrzeżu Lejtnanta Szmidta i stanowi dumę Rosjan. Od 1917, kiedy
noszący pierwotnie nazwę "Swiatogor" podniósł banderę,
jego losy ściśle splatają się z historią dominacji Rosji na Dalekiej
Północy. Ratuje zaginione północne wyprawy (m.in. sterowca "Italia"
Umberto Nobile), bije rekordy docierania do najbardziej na północ
położonych miejsc, prowadzi konwoje, odbywa rejs do Ameryki i podróż
dookoła świata. Po remoncie kapitalnym staje się jednostką naukowo-badawczą,
otrzymuje tytuł pomnika historii, a w latach 90-ch przekształca
się w muzeum. Za dwa lata będzie obchodził setne urodziny, można
sobie wyobrazić jaka będzie feta! Zwiedziliśmy - luksusowo, bo tylko
nasza dwójka z przewodnikiem - wszystkie dostępne miejsca: pokład,
kajuty kapitana i oficerów, mesę oficerską oraz mostek: sterówkę
i pomieszczenie nawigatora, a następnie na naszą specjalną prośbę
- działającą maszynownię. Wszystko to dzięki deszczowej pogodzie,
która odstraszyła innych turystów. Z pokładu "Krasina"
dostrzegłam niezwykle miły widok - żaglowiec "Mir" zacumowany
w niewielkiej odległości, także przy Nabrzeżu Lejtnanta Szmidta.
Niestety fregata przechodziła jakieś porządki czy remont, więc nie
było mowy o wejściu na pokład, ale i tak miło było ją znowu zobaczyć.
Obok, przy sąsiedniej kei stał okręt podwodny-muzeum S-189, a w
tle - po drugiej stronie Nabrzeża - błyskała złotymi kopułami cerkiew
Zaśnięcia Bogurodzicy. Ale my spieszyliśmy już na otwarcie Euroconu.
Dzień Trzeci spędziliśmy w większości na konwencie,
robiąc wyjątek dla jedynej mojej podróży sentymentalnej. Wybraliśmy
się do dzielnicy sypialnej - Rejonu Primorskiego, gdzie kiedyś mieszkałam
w jednym z bloków przy ulicy Sawuszkina. Ten rejon leży już na "stałym
lądzie", poza wyspiarską deltą Newy i nosi historyczną nazwę
Staraja Dierewnia (Stara Wioska). Nazwę odziedziczyła stacja metra,
której nie było jeszcze 19 lat temu. Jest to była peryferia miasta,
tylko nieco dalej leży Łahta (lahti to zatoka po fińsku), należąca
do miasta dopiero od lat 60-ch XX wieku. Blokowiska nie zmieniły
się wcale, dobudowano estakadę, szkołę, trochę sklepów, ale dzielnica
zachowała swój charakter i klimat. Po krótkim przystanku pod "moją"
klatką schodową zawróciliśmy w stronę przejścia przez Wielką Newkę
na Wyspę Jełagin, gdzie mieści się wspaniały park, zwany tradycyjnie
CPKiO (Centralny Park Kultury i Wypoczynku) imenia Kirowa. Roślinność,
jeziorka, wysepki, dróżki, ławeczki, a pomiędzy nimi estrady koncertowe,
knajpki i budki z jedzeniem. Miejsce gromadnych rodzinnych wypadów
weekendowych. Przeszliśmy wyspę w poprzek i kolejnym mostkiem przekroczyliśmy
Średnią Newkę, by znaleźć się na Wyspie Krestowskij. Ostatnim celem
wyprawy był jacht-klub przy Nabrzeżu Martynowa, kiedyś należący
do BMP (Bałtyckiej Żeglugi Morskiej), obecnie prywatny. Różnica
dała się odczuć gdy zaczęłam fotografować przez płot dobrze znajome
widoki nabrzeża, pomostów i budynku kapitanatu. Ochrona obiektu
zwróciła mi uwagę, że właściciele nie życzą sobie fotografowania,
a wejść na teren można jedynie do restauracji. Tak więc wykosztowaliśmy
się na małą przekąskę i przepitkę, po czym okazało się, że lokalowa
toaleta mieści się w sąsiednim kapitanacie! Stojąc na parterze tak
dobrze znanego mi budynku, ledwo mogłam powstrzymać się przed wejściem
na piętro, gdzie kiedyś mieścił się gabinet komandora klubu, nieżyjącego
już Ratmira Leontjewa. Właśnie wtedy podjęłam decyzję korekty planów
i rezygnacji z odwiedzenia innego jacht-klubu, Centralnego, z którym
byłam związana jeszcze silniej i dłużej. Wolę zachować wspomnienia,
niż widzieć jak zmieniło się drogie mi miejsce. Z klubu poszliśmy
już do metra. Stacji Krestowskij Ostrow także nie było 19 lat temu,
w ogóle na tej wyspie nie było metra. Dojechaliśmy do Sportiwnej
(w sąsiedztwie stadionu Pietrowskij) na Pietrogradskoj Storonie
i stamtąd autobusem przez Tuczkow Most na naszą "Waśkę"
i z powrotem na konwent.
Dzień Czwarty zwiedzania (a zarazem szósty pobytu, jako że sobota
i niedziela były w całości konwentowe) był drugim, spędzonym w całości
w mieście. Odwiedziliśmy jeszcze jedną wyspę - Zajęczą (niedużą
- 750 na 400 metrów), na której mieści się Twierdza Pietropawłowska.
Budowa Twierdzy rozpoczęła się w 1703 roku i ta data jest uważana
za symboliczny rok powstania miasta. Do XVIII wieku budowla była
drewniana, później zastąpiła ją murowana. Choć głównym celem budowy
twierdzy była obrona tego obszaru przed Szwedami, ostatecznie nigdy
nie uczestniczyła ona w działaniach wojennych. Przeszliśmy wzdłuż
nabrzeża znajdującego się dokładnie naprzeciw Striełki, zatem można
było stamtąd podziwiać szeroką panoramę wschodniej części Wyspy
Wasiljewskiej. Wewnątrz murów twierdzy znajduje się wiele historycznych
budowli, na czele z Soborem św. Piotra i Pawła, w którym są pochowani
prawie wszyscy carowie Rosji. Sobór był aż do 2012 najwyższą budowlą
miasta (dzwonnica wraz z iglicą ma 122 m), znakiem czasów jest fakt,
że obecnie "przegoniły" go dwa nowoczesne wieżowce. Przeszedłszy
wzdłuż teren twierdzy wróciliśmy na większą Wyspę Pietrogradską
w pobliżu Mostu Troickiego, którym dostaliśmy się ponownie do centralnej
części miasta. W ten sposób znów odwiedziliśmy Nabrzeże Pałacowe,
ale na innym jego odcinku, tym, do którego przylega słynny Ogród
Letni (Letnij Sad), który niestety okazał się zamknięty, zostało
zatem podziwiać jego słynne kute ogrodzenie. Potem spacer wzdłuż
Nabrzeża Lebiażej Kanawki i rzeki Mojki na krótkim odcinku przed
połączeniem z Fontanką, do chyba najbardziej niezwykłego pomnika:
Czyżyka-Pyżyka. Jest to malutki ptaszek (11 cm), umieszczony na
pionowej ścianie nabrzeża Fontanki. Powstał on w 1994 roku jako
swoisty żart. Przed rewolucją w pobliskim budynku mieściła się Cesarska
Szkoła Prawna, której studenci nosili takie przezwisko z powodu
zielono-żółtych mundurów (stąd czyżyk) i czapek z futra młodych
reniferów (zwanych pyżykami). Powstała też wówczas żartobliwa piosenka
o Czyżyku-Pyżyku, który pił wódkę nad Fontanką i raczej nie chodziło
w niej o ptaszka ;) Tradycja nakazuje próbować rzucić monetę tak,
aby upadła na nieduży postument, na którym siedzi ptaszek, a wtedy
spełni się wypowiedziane życzenie. Pary młode muszą stuknąć się
opuszczonym na sznurku pełnym kieliszkiem z jego dzióbkiem. Następnie
cofnęliśmy się do Nabrzeża Mojki i za Polem Marsowym weszliśmy na
Nabrzeże Kanału Gribojedowa, ulicę prowadzącą do słynnej cerkwi
- Soboru Zbawiciela na Krwi (Spas na Krowi). Sobór powstał w końcu
XIX wieku w miejscu zamordowania cara Aleksandra II w 1881. 19 lat
wcześniej budowla była w remoncie, którego długość (30 lat) stała
się przysłowiowa, Spas w rusztowaniach był już wspominany w wierszach
i piosenkach. Remont zakończył się w 1997, tak więc pierwszy raz
mogłam podziwiać sobór w całej krasie i bez rusztowań. Świątynia
o charakterystycznych cebulastych, złoconych i emaliowanych kopułach
jest niezwykle bogato zdobiona, pokryta ceramiką, mozaikami i różnymi
rodzajami kamienia. Wnętrze jest także bardzo bogato i kolorowo
udekorowane, pokryte mozaikami przedstawiającymi świętych i sceny
z Nowego Testamentu. Znajoma rodem z Petersburga prosiła mnie o
zapalenie świeczki w jej imieniu, właśnie w tym soborze, niestety
nie było takiej możliwości - po remoncie obiekt pełni wyłącznie
funkcję zabytkowo-muzealną. Zatem poszliśmy dalej Nabrzeżem, które
na odcinku między Spasem na Krowi a Newskim Prospektem opanowali
sprzedawcy najróżniejszych pamiątek oraz uliczni grajkowie i performersi.
Nasz plan na ten ostatni dzień zakładał przecięcie Newskiego pod
kątem prostym, właśnie Nabrzeżem Kanału Gribojedowa. U styku tych
dwóch ulic znajduje się wiele słynnych budynków. Miejsce, w którym
kiedyś bywałam najczęściej, to Dom Knigi - ogromna, niegdyś kilkupiętrowa
księgarnia. Teraz nadal sprzedają tam książki, ale w sklepie o wiele
skromniejszym. Sam 6-kondygnacyjny budynek z mansardą i zwieńczeniem
w postaci szklanego globusa nosi nazwę Domu Kompanii Singer i jest
zabytkiem klasy federalnej. Powstał na początku XX wieku w stylu
Modern. Naprzeciw Domu Książki znajduje się inny z najsłynniejszych
soborów - Kazanskij. Zbudowany w stylu Empire w pierwszych latach
XIX wieku, jest miejscem przechowywania cudownej ikony Matki Boskiej
Kazańskiej oraz pochówku Kutuzowa. Katedra służy od 1991 jako czynna
świątynia i udało się bez problemu spełnić prośbę Olgi - kupić i
zapalić świeczkę. Kontynuowaliśmy spacer wzdłuż Kanału Gribojedowa
aż do ostatniego miejsca na liście zwiedzania - Mostu Bankowego.
Jest to nieduży pieszy most wiszący, łączący wyspy Kazanską i Spasską.
Otwarty w 1826, nazwę otrzymał od ówczesnego sąsiada - Banku Asygnacyjnego.
Ma on charakterystyczną (choć szczerze powiedziawszy nieco kiczowatą)
ozdobę w postaci dwóch par lwów o pozłacanych skrzydłach, zatrudnionych
zarówno do trzymania poręczy mostu, jak i latarni. Wracając na Newski
i do metra przeszliśmy koło miejsca budzącego moje wspomnienia z
powodu bardzo prozaicznego. Główne kasy kolejowe - tak samo, jak
i księgarnia, niegdyś ogromny kilkupiętrowy kompleks. Nie zliczę
ile razy odstałam tam kilkugodzinną kolejkę po bilety do Kaliningradu.
Teraz napis na budynku jest ledwo widoczny wśród innych wywieszek
i reklam. No a potem już - do metra i na "Waśkę", pakować
się przed porannym odlotem. Ostatnie zdjęcie pokazuje widok z naszego
okna hotelowego - skrzyżowanie 7-mej Linii i Małego Prospektu Wyspy
Wasiljewskiej.
Co w roli podsumowania? Czekałam na tę wizytę bardzo
długo i gdyby nie konwent, nie wiem czy zdecydowalibyśmy się na
tak kosztowny wyjazd właśnie do tego miasta, kiedy "lista oczekujących"
jest coraz dłuższa i ciekawsza. Czekałam i wyobrażałam sobie, co
poczuję - radość, zalew wspomnień, może rozczarowanie zmianami?
Sama siebie zdziwiłam, wchodząc do Petersburga tak, jakbym opuściła
go wczoraj. Jakby tych prawie dwóch dekad wcale nie było. To nadal
moje miasto i nadal czuję się w nim u siebie, spokojnie i pewnie.
Parafrazując Mandelsztama: "Powróciłam do miasta, znajomego
do łez..."
|