Drugi, po Tromso, krótki jesienny wypad do Norwegii.
I znowu bardzo dużo czasu (choć nie tak dużo jak w przypadku Svalbardu)
zabrała podróż lotnicza z Gdańska z przesiadką w Oslo, poza tym
w samym Narviku jest tylko malutkie lotnisko lokalne Framnes, zaś
najbliższe międzynarodowe to Harstad Narvik Lufthavn Evenes. Przy
czym tak naprawdę znajduje się ono w Evenes, zaś Harstad i Narvik
w nazwie tylko dodają splendoru ;) Są przy tym położone w przeciwnych
kierunkach i w odległości odpowiednio ponad 40 i 80 kilometrów od
Evenes. Zarówno Narvik jak Evenes leżą nad brzegami Ofotfjordu (najdłuższego
fiordu w Nordlandzie), tyle że przeciwległymi.
Narvik jest niedużym (ok. 20 tysięcy mieszkańców)
miastem portowym w okręgu Nordland, położonym za kołem polarnym,
lecz niezamarzającym dzięki ciepłemu Golfstromowi. Charakter krajobrazowi
nadaje port przeładunkowy rudy żelaza, poza tym są też port rybacki
i przystań jachtowa oraz najdalej na północ wysunięta norweska stacja
kolejowa.
W Evenes wylądowaliśmy 12/09 o zmierzchu, załapując
się jeszcze na autobus do Narviku, na dworzec autobusowy znajdujący
się tuż obok centrum handlowego AMFI. Przyjechaliśmy już po ciemku,
na szczęście nasza kwatera była niedaleko - Breidablikk Gjestehus
przy Tore Hunds gate 41 (353-355). Przed wyjazdem sprawdziłam prognozę
zorzy polarnej, która na ten właśnie wieczór była obiecująca, po
zameldowaniu poszliśmy więc na spacer z podniesionymi głowami. No
i zorza pokazała się, niestety jej fotografowanie to niezwykle trudna
sztuka. Pomijając fakt, że profesjonaliści zorzy nie fotografują
w mieście, lecz na pustkowiach bez sztucznego oświetlenia, to jeszcze
do ostrych zdjęć niezbędny jest statyw. Zdjęcia w galerii są więc
fatalne, choć wreszcie moje własne. Rolę statywu pełnił kubeł na
śmieci na jednym z ciemniejszych podwórek.
Dla uczczenia udanego zorzospottingu skończyliśmy wieczór w Narvikguten
Pub (011) na Dronningensgate (oczywiście w Narviku też muszą być
ulice Króla i Królowej), niedaleko naszej kwatery. Poszliśmy na
piwo, ale pobyt w Narvikguten okazał się brzemienny w skutki dla
naszych alkoholowych gustów. Otóż barman (a może i właściciel) poczęstował
nas Akvavitem - słodką norweską likiero-wódką, której najlepsza
odmiana Akvavit Linie szczyci się odbyciem morskiej podróży przez
równik.
13 września, po hotelowym śniadaniu, zaczęliśmy od
obejrzenia głównego placu Torgsvingen. Mieszczą się tam budynek
Rady Miejskiej (030), Muzeum Wojny (zwiedzone dzień później) oraz
liczne pomniki. Narvik jest znany jako miasto pokoju, posiada aż
trzy pomniki o tej tematyce: "Liv opp av kaos " (001,
222, 223), "Fred er lofte om fremtid" postawiony dla uczczenia
60-lecia bombardowania Hiroszimy (027- 029) oraz w pobliskim parku
lustrzany 18-metrowy Trinigon (z okazji 50-lecia niepodległości
Norwegii) z niezwykle wypolerowanej stali (039-042). Pozostałe pomniki
w okolicy to: upamiętniająca bitwę o Narvik płaskorzeźba (031),
siedzący chłopiec (032) oraz bawiące się dzieci (044, 045, 047).
Starsza pani czekająca na autobus to rzeźba "Passasjer"(048,
050, 051), a jej autorka Solveyg W. Schafferer umieściła swoją Pasażerkę
także w innych norweskich miastach, m.in. w Oslo i Tromso (także
przez nas napotkaną).
Poszliśmy Kongensgate na południe w stronę muzeum historii (Ofoten
Museum, inaczej Museum Nord 071, 108), mijając kościół ludzi morza
Sjomannskirka (065, 068, 073, 110) oraz zabytkowy domek poczty (070).
Zbiory muzeum ukazują nie tylko niedawny (przełom XIX i XX wieku)
okres powstawania Narviku oraz budowy linii kolejowej do Kiruny,
ale i historię najdawniejszą - ryty naskalne sprzed 5 tysięcy lat.
Stojąc koło muzeum można podziwiać panoramę portu przeładunkowego
rudy żelaza.
Następnie zeszliśmy ku nabrzeżu na Havnegata, obejrzeć z bliska
port rybacki reklamujący sprzedaż krewetek (064). Minęliśmy kolejne
pomniki: w pobliżu muzeum - upamiętniający zatopienie pancerników
Norge i Eidsvold w 1940 (067), a przy porcie na skwerku Havneparken
- pomnik marynarza (117, 118) i niezidentyfikowaną tablicę pamiatkową
także o morskiej tematyce (120, 121). Znaleźliśmy krewetki, kupiliśmy
sporą ilość i pożarliśmy wieczorem w hotelu :) Chyba najświeższe,
jak to tylko możliwe.
Z portu wróciliśmy do centralnego placu, by przejść mosto-ulicą
Brugata na drugą stronę torów. Półgodzinny spacer zaprowadził nas
na lokalne lotnisko Framnes (141, 142), położone na zachodnim brzegu
cypla. Galeria spotterska niewiele się wzbogaciła, bo jedyna operująca
linia to Wideroe, ale zawsze to jeszcze jedno lotnisko do kolekcji
;)
Podczas drogi powrotnej podziwialiśmy panoramę położonej dużo niżej
części miasteczka. Framnesveien przechodzi w Kirkegata (generalnie
sporo ulic ma tu oczywiste nazwy) z kamiennym kościołem parafialnym
z 1925 roku (162, 170), niestety zamkniętym. Wróciwszy w pobliże
torów, odwiedziliśmy galerię handlową AMFI (183, 184), która wewnątrz
wygląda jak całkiem normalne centrum handlowe ;)
Ostatnie zdjęcia z tego dnia to wspaniała wieczorna wyżerka na bazie
krewetek i tradycyjnie testowanych norweskich gatunków piwa.
14 września zaczęliśmy od wspinaczki. Odpadł nam niestety
jeden ciekawy punkt programu, ponieważ kolej gondolowa na górę Narvikfjellet
(193-197) była już nieczynna po zakończeniu sezonu (działa do końca
sierpnia). Żeby obejrzeć szeroką panoramę miasta, trzeba było wdrapać
się ulicą Reinveien na punkt widokowy położony wysoko ponad miastem.
Poza wspaniałymi widokami znajduje się tam też rzecz jasna pomnik.
A właściwie tablica pamiątkowa Ivara Hyldmo (203, 212), bohaterskiego
majora z czasów II WŚ.
Po powrocie na dół pozostaliśmy w tematyce wojennej, odwiedzając
Narvik Krigsmuseum - Muzeum Wojny (224) przy Kongensgate. Eksponaty
mają charakter mocno międzynarodowy, nie brak też polskich akcentów.
Idąc Kongensgate na północ doszliśmy do stacji kolejowej (255, 263),
istniejącej od 1902 roku, obecnie obsługującej trzy pociągi pasażerskie
dziennie, wszystkie do Szwecji. Stacja w Narviku była częścią prawie
400-kilometrowej trasy kolejowej służącej do transportu rudy żelaza.
Część tej linii na trasie Kiruna - Narvik została oficjalnie otwarta
w 1903 przez króla Szwecji Oscara II (261). Pomnik (a jakże) obok
stacji przedstawia Annę Rebeckę Hofstad (264, 265) znaną jako Svarta
Bjorn (Czarna Niedźwiedzica), legendarną kucharkę z kantyny dla
Rallarów.
Najbardziej charakterystycznym dla Narviku pomnikiem jest bez wątpienia
wizerunek Rallara (273, 274), przedstawiciela wyspecjalizowanej
społeczności robotników i inżynierów budujących na przełomie XIX
i XX wieku linię do Kiruny. Można ich uznać za pionierów współczesnego
osadnictwa w tym miejscu. Pomnik znajduje się po północnej stronie
torów, w parku Gulbrandsons.
Dalej na północ leży inny park - Groms Plass. Plac Gromu znajduje
się niedaleko fiordu Rombaken, w którym w 1940 zatonął polski niszczyciel
ORP Grom. Pomnik poległych polskich marynarzy (281-287) jest dziełem
Polaka, prof. Jana Bohdana Chmielewskiego i powstał w 1979 roku.
Trzytonowy spiżowy marynarz trzyma pocisk artyleryjski, skierowany
w kierunku góry Fagernesfjellet (316-318), na której znajdowała
się hitlerowska flaga zestrzelona przez Grom. Podobno do dziś miejscowi
pamiętają chwile zestrzelenia flagi i zatonięcia polskiego niszczyciela.
Z Groms Plass niedaleko już mieliśmy do mariny - niedużego cichego
basenu, w którym cumowały liczne jachty. W okolicznej spokojnej
wodzie ćwiczyli kontrolowane wywrotki kajakarze.
Kolejnej atrakcji trzeba było trochę się naszukać, bo ukryła się
w niepozornym zagajniku na końcu małej uliczki Einerveien. Namacalna
najdawniejsza historia czyli oryginał rytu naskalnego datowanego
na 3000-4000 lat p.n.e., przedstawiający wyrytego w wielkim kamieniu
łosia lub jelenia (320-327). Pierwsze osady na terenie obecnego
Narviku istniały już w epoce brązu, żyli tam także Wikingowie.
Następnego dnia około południa mieliśmy autobus do
Bogen i Ofoten, malutkiej wioski, położonej także nad Ofotfjordem.
Ponieważ lot powrotny z Harstad/Evenes był bardzo wcześnie rano,
jedynym sposobem dotarcia na lotnisko okazało się wyruszenie z miejsca
nie tak odległego jak Narvik.
Ale przed odjazdem autobusu zdążyliśmy jeszcze pożegnać się z miastem.
Ponieważ była to niedziela, wróciłam do kościoła mając nadzieję,
że tym razem uda się zajrzeć do wewnątrz. Niestety, ludzie schodzili
się właśnie na mszę. Udało się za to upolować zdjęcie udającej się
do kościoła Laponki czyli Saamki w pięknym stroju regionalnym (344,
345).
Do Bogen jechaliśmy szosą wzdłuż brzegu Rombakfjordu
(części długaśnego Ofotfjordu), na szczęście gdzieś w jego połowie
znajduje się most Rombaksbrua (367), który odrobinę skraca podróż.
Bogen przywitało nas deszczem i niedzielnie zamkniętymi sklepami.
Jest to naprawdę malutka osada (choć siedziba gminy Evenes), liczy
pół kilometra kwadratowego i mniej niż 400 mieszkańców. Znajduje
się zaledwie 13 kilometrów od lotniska.
Właściciel hotelu Evenes Fjordhotell (382, 384) uratował nas przed
nudą niedzielnego wieczora, sprzedając w atrakcyjnej cenie butelkę
Akvavitu Linie (385, 386), co prawda upewniwszy się najpierw, czy
na pewno nie wystarczy nam po kieliszku. Nie wystarczyło. Wypiliśmy
całość, w międzyczasie obfotografowując Ofotfjord w malowniczo zapadającym
zmroku oświetlonym pełnią księżyca. Fjordhotell jest najwyraźniej
przyzwyczajony do przechowywania gości przed wczesnoporannym odlotem,
bo właściciel zaserwował nam pełny szwedzki bufet o 4-tej rano i
sprawnie dowiózł samochodem na lotnisko.
|