Weszło już w zwyczaj zwiedzanie ciekawych miejsc
przy okazji uprawiania takich hobby jak fantastyka czy planespotting.
Ten wyjazd dodał do listy "pretekstów" trzecie hobby
- taniec. W Dillenburgu, małym lecz urokliwym niemieckim miasteczku,
odbyły się warsztaty ATS ze słynną amerykańską tancerką Wendy
Allen. Warsztaty - trzeba dodać - niezwykle udane i pozostawiające
niezbyt wiele czasu i sił na zwiedzanie. Ale też i Dillenburg
- czyli gród (albo zamek) nad rzeką Dill - wiele czasu nie potrzebuje.
Widać to po konstrukcji galerii, a raczej jej braku - te same
widoki powtarzają się kilkakrotnie, bo i przechodziłam tymi samymi
uliczkami codziennie. Nie próbowałam sortować zdjęć, pozostawiając
je w kolejności odtwarzającej moje spacery po Starym Mieście.
Upływ czasu pokazuje tylko pogoda, oscylująca między coporanną
malowniczą mgłą a dziennym przytłumionym jesiennym słońcem.
Pierwsza wzmianka o Dillenburgu datuje się na połowę
XIII wieku, kiedy był on siedzibą dynastii Orange-Nassau. Ówczesny
drewniany zamek zbudowano na górze zwanej dziś Schlossberg na
przełomie XIII i XIV wieku. Obecnie górująca nad miastem wieża
Wilhelmsturm została zbudowana na fundamentach górnego zamku w
XIX wieku i mieści się w niej muzeum historii dynastii Nassau
i Orange-Nassau ze szczególnym uwzględnieniem urodzonego w Dillenburgu
w 1533 księcia Wilhelma I Orańskiego. Założyciel dynastii Orange-Nassau
(urodzony jako hrabia Nassau-Dillenburg), a tym samym przodek
obecnej dynastii królewskiej Niderlandów, podczas wygnania do
rodzinnego miasta Wilhelm zorganizował holenderski ruch oporu
przeciw hiszpańskim Habsburgom. Misję ratunkową wział na siebie
w wyniku spotkania z delegacją dyplomatów holenderskich, które
miało miejsce pod lipą, rosnącą wówczas przy wejściu do zamku.
Potomek tej lipy jest ponoć najczęściej odwiedzanym drzewem, a
u podnóża wieży znajduje się pomnik księcia, odsłonięty przez
jego potomkinię w linii żeńskiej, królową holenderską Beatrix.
Ulokowane wokół góry zamkowej miasteczko liczy obecnie
około 24 tysięcy mieszkańców. Bezpośrednio pomiędzy podnóżem góry
Schlossberg a rzeką Dill znajduje się Stare Miasto (Altstadt)
- kilka wyłączonych z ruchu samochodowego uliczek zabudowanych
malowniczymi domkami z muru pruskiego, w większości ozdobionymi
rzeźbionymi i malowanymi narożnikami. Pomiędzy bramami Untertor
na południu i Obertor na północy leżą uliczki Untertor, Wilhelmsplatz,
Hauptstrasse, Hüttenplatz, Maibachstrasse, Rathausstrasse, Marktstrasse,
Am Zwingel oraz prowadząca do wieży Kirchberg, której sporo się
naszukałam, zanim dotarło do mnie, że to te małe schodki prowadzące
pod górkę... Najbardziej znane budynki (poza XVI-wiecznym kościołem,
obecnie w remoncie) w zasadzie nie wyróżniają się urodą spośród
otoczenia. Villa Grün w pobliżu Wilhelmsturm, Stary Ratusz, Oranżeria,
kompleks stajni, Stare Archiwum, dom rodziny Stremmel przy Hüttenplatz
(z pomnikiem hutnika, przypominającym o tym rzemiośle, uprawianym
tu od XV wieku), Gasthaus zur Krone (obecnie jedna z najstarszych
działających restauracji), Hartighaus, budynek dawnej plebanii
i Amtshaus (trzy ostatnie przy ulicy Kirchberg). No i wieża Dillturm
- fragment XVI-wiecznych murów obronnych - równie filigranowa,
jak reszta Altstadt. Dopiero spacerując Starym Miastem zrozumiałam,
czemu w Dillenburgu nie funkcjonuje usługa Google Street View
- zdjęcia musiałyby być realizowane z ręki, bo niewiele jest miejsc,
gdzie przejedzie samochód.
W weekend miasto zrobiło mi niespodziankę - coroczny jesienny
Jarmark Hubertusa. Cały Altstadt wypełniły stragany, zarówno ze
zwykłym towarem (odzież, obuwie, naczynia), jak i świątecznym
(przyprawy, słodycze, herbaty, ozdoby choinkowe, biżuteria, starocie,
pamiątki). Poza tym oczywiście grzane wino i kiełbaski! Spokojne
uliczki zalał świąteczny tłum, trudno było się przecisnąć...
Tytuł galerii wziął się z przekory. Jesteśmy dumni
ze Złotej Polskiej Jesieni, ale najwyraźniej nie mamy na nią monopolu
:) Kraj związkowy (land) Hesja, pokryty wzgórzami porośniętymi
lasem liściastym, stroi się jesienią w takie zestawienia barw,
że mogłaby powstać osobna galeria drzew i liści. Kilka zdjęć z
podróży pociągiem z Frankfurtu do Dillenburga w końcowej części
galerii pokazuje migawki złotych jesiennych pejzaży Hesji. Na
samym końcu jest też nieco Frankfurtu - dworzec kolejowy i jego
najbliższe okolice.
Jakość zdjęć jest niestety fatalna - mój "wierny" Canon
S30 komunikuje mi coraz bardziej jednoznacznie zamiar przejścia
na emeryturę :(