Wyjazd, na którym rzeczy się
mnożyły. Nie jeden konwent, ale trzy: Eurocon - Polcon - Parcon.
Nie jedno miasto, ale dwa: Cieszyn - Český Těšín. Nie jeden język,
ale dwujęzyczność na każdym kroku. Na szczęście lokalizacja była
jedna: kampus cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego przy ul.
Bielskiej w dawnym budynku Męskiego Seminarium Nauczycielskiego
z początku XX wieku. Na fasadzie widać zegar Rudolfa Thordera z
tego samego okresu, nadal czynny! (66). Położenie idealne, bo w
odległości spaceru od granicy. Konwent zaczął się we czwartek 26
sierpnia właśnie od spaceru, bo od symbolicznej parady uczestników
przez Most Przyjaźni (56-60) nad rzeką Olzą, stanowiący w przeszłości
przejście graniczne między polską a czeską częścią miasta. Oficjalny
akcent stanowiła obecność burmistrzów obu miast (60). Czechy przystąpiły
do układu z Schengen zaledwie trzy lata wcześniej i okolicznościowe
plakaty nadal o tym przypominają (61).
Cieszyn jest miastem bardzo starym -
właśnie w 2010 roku obchodzi 1200. rocznicę powstania (76). Jest
to właściwie jedno miasto, podzielone dopiero w 1920 roku między
Polskę a Czechosłowację w wyniku sporu terytorialnego o Księstwo
Cieszyńskie po upadku Austro-Węgier. A że miasta nad rzekami dawniej
budowano tak, że na jednym brzegu była władza i jej piękne otoczenie,
a na drugiej - pospólstwo, podział wzdłuż rzeki zaowocował architektoniczną
nierównością: w prawobrzeżnej części polskiej znalazły się historyczne
budowle, a lewobrzeżna czeska datuje swoje budynki głównie od XIX
wieku. Dopiero w latach 20. XX wieku zaczęto budowę nowego centrum
po stronie czeskiej.
Niestety jedyną rzeczą, która nie
chciała się mnożyć, był czas. Tricon był naszym pierwszym Euroconem
i nie nauczyłam się jeszcze starannie planować trasy zwiedzania
tak, aby maksymalnie wykorzystać okruchy czasu między wydarzeniami
konwentowymi. Zatem po zakończeniu parady poszliśmy po prostu przed
siebie ulicą Hlavní třída, mijając Muzeum Ziemi Cieszyńskiej (Muzeum
Těšínska, 04) i skręcając ku nowemu rynkowi z modernistycznym ratuszem
(08) i obowiązkową fontanną. Niestety naszą uwagę przyciągnął nie
ratusz, lecz restauracja U Fajnego Synka (12, 62), w której znalazło
się sporo przyjemnych płynów do wypicia w ciepły wieczór.
Piątek 27 sierpnia zaczęliśmy od
spaceru po stronie polskiej - ulicą Bielską przez Plac Kościelny
z luterańskim Kościołem Jezusowym (16, 17) do parku Mieszka I z
pomnikiem pierwszego cieszyńskiego Piasta, odsłoniętym w 1931 roku
(22-24). Przeszliśmy Olzę innym niż poprzedniego dnia mostem - Mostem
Wolności (71) i po spacerze czeską stroną wróciliśmy Mostem Przyjaźni
(74) do Polski. Od mostu biegnie ulica Zamkowa, a na niej rzecz
jasna Zamek Cieszyn (35, 36). Przed Zamkiem stoi na wysokim cokole
Pomnik Ku Czci Legionistów Śląskich Poległych za Polskę, zwany potocznie
Cieszyńską Nike (32, 35).
Od Zamku skręciliśmy w deptakową ulicę Głęboką (38), po czym Browarna
i Śrutarska doprowadziły nas - całkowicie przypadkowo - w wyjątkowe
miejsce, zwane Wenecją Cieszyńską. Jest to mocno ukryta uliczka
Przykopa, kiedyś zwana Nad Młynówką od nazwy kanału płynącego wzdłuż
ulicy. XVIII i XIX-wieczne domki mają dobudowane mostki przerzucone
nad kanałem. Dawniej mieszkali w nich rzemieślnicy, których zawody
wymagały dostępu do bieżącej wody. Niektóre z budowli są wpisane
do Rejestru Zabytków Województwa Śląskiego, m.in. mury oporowe (49,
50) i nr 15 (44).
Następny, już ostatni, krótki
spacer odbyliśmy dopiero w niedzielę 29 sierpnia, tuż przed wyjazdem.
Po prostu wróciliśmy do Cieszyńskiej Wenecji, obejrzeć jej pozostały
odcinek. Potem już udaliśmy się na stację kolejową Cieszyn. Specjalnie
podkreślam, że to stacja, a nie dworzec, dworzec bowiem jest zamknięty
i w kompletnej ruinie (79, 80).
|