Podróże małe i duże...


02 - 05 sierpnia 2015

Wypad do miasta leżącego w głębi lądu podczas ogólnoeuropejskiej fali gigantycznych upałów nie był pomysłem idealnym. Przyszło więc szukać wszelkiego rodzaju płynów i w ten sposób Berlin początku sierpnia 2015 stał się dla nas miastem rzeki i piwa ;)

Dzień 1. Przyjechaliśmy do Berlina wczesnym popołudniem. Po zameldowaniu w pensjonacie Stuttgarter Eck postanowiliśmy odwiedzić jeden z weekendowych pchlich targów, w które obfituje miasto. Mam sentyment do takich miejsc - w 1991 roku, kiedy pierwszy raz odwiedziłam Berlin, taki targ wydawał mi się skarbcem marzeń, pełnym najbardziej pożądanych przedmiotów, ubrań i biżuterii. Teraz rynek przy Strasse des 17. Juni ukazał się jako zwykły targ staroci, na miarę gdańskiego Jarmarku Dominikańskiego. Nawet nie znalazłam niczego, co miałabym ochotę kupić. O wiele ciekawsza okazała się położona tuż obok neobarokowa Brama Charlottenburska z posągami Sophii Charlotty i Friedricha I. Zajrzeliśmy nad płynący w pobliżu Landwehrkanal i trafiliśmy na wspaniałe miejsce do odpoczynku: restaurację na rzecznej barce - Capt'n Schillow. Sam kapitan stał co prawda jak posąg na mostku (a może to był posąg...?), ale sympatyczni kelnerzy zapewnili nam zadowalającą ilość płynnych procentów. Jeden z nich chciał co prawda wysłać mnie do toalety autobusem ;)

Dzień 2 postanowiliśmy zacząć pływając białą flotą po Szprewie. Wybraliśmy rejs 1,5-godzinny (wobec możliwości nawet 4-godzinnego, co byłoby idealnym wariantem przy tej pogodzie). Wyruszyliśmy spod Friedrichstrasse, przepłynęliśmy koło Wyspy Muzeów z budynkami Bode Museum, Galerii Narodowej, renesansowej katedry (do zwiedzenia!) i - na przeciwległym brzegu - pomnika św. Jerzego ze smokiem (do obejrzenia!). Co i rusz padało ostrzeżenie o konieczności siedzenia (sit and remain sitting!) - obrodziło niskimi mostami. Dotarliśmy do starego portu rzecznego w miejscu, gdzie łączą się Szprewa i Spreekanal. Poczekaliśmy w śluzie, by przepłynąć na część rzeki o wyższym poziomie wody. Minęliśmy Trias Towers - kompleks trzech wieżowców biurowych (siedziba m.in. Berlińskich Zakładów Komunikacyjnych) o kształcie przypominającym napełnione wiatrem żagle. Niedługo potem - Radialsystem V, centrum kultury i sztuki założone w 2006 roku w unowocześnionym budynku przepompowni wody z 1905. Zaraz potem przepłynęliśmy wzdłuż najdłuższego zachowanego odcinka Muru Berlińskiego (ponad kilometr) z areną Mercedes-Benz w tle. Jeszcze jeden most (piękny Oberbaumbrücke) i na szerszym odcinku Szprewy w pobliżu hotelu nhow zawróciliśmy, nie dopływając do widocznej z daleka, 30-metrowej rzeźby Molecule Man, jednej z serii prac amerykańskiego artysty, umieszczonych w różnych miastach świata (berlińska w 1999). Rzeźba wydaje się mniejsza w porównaniu ze stojącym obok kompleksem czterech biurowców Treptowers. Droga powrotna upłynęła na ponownym fotografowaniu najciekawszych obiektów, tym razem ze słońcem. Niestety postój przy Friedrichstrasse trwał tak krótko, że nie zdążyliśmy wysiąść i na gapę kontynuowaliśmy rejs w stronę Charlottenburga, mijając budynek Dworca Głównego (Hauptbahnhof) i przepływając pod pięknymi mostami Moltkebrücke i Lutherbrücke, pomiędzy którymi, w parku, znajdowała się rzeźba rewolweru o zawiązanej na supeł lufie - część pacyfistycznej serii "Non violence" szwedzkiego artysty Carla Fredrika Reuterswärda, dokładnie taka sama, jaką widzieliśmy cztery lata temu w Sztokholmie. Wysiedliśmy na pierwszym "przystanku", w Moabicie przy nowoczesnym kompleksie biurowców i hoteli Ameron Abion. Przeszliśmy rzekę uroczym Lessingbrücke z fantazyjnymi panelami (m. in. z kotami z rybami w zębach) i pojechaliśmy z powrotem na Friedrichstrasse. Za mostem Weidendammer Brücke (z tradycyjnymi kłódkami zakochanych) wypiliśmy kolejne piwo w cudnym zielonym ogródku kawiarni Wellenreiter. A potem już - na podejście lotniska Tegel. Niestety zaplanowana miejscówka okazała się kiepska, a Muzeum Aliantów - zamknięte, przyszło więc szukać zastępstwa. Okazała się nim mocno zakamuflowana kawiarnia na dachu centrum handlowego Der Clou, gdzie przesiedzieliśmy przy piwie aż do zamknięcia o 21-szej. Zdjęcia spotterskie nie wyszły najlepiej, ale w bonusie był wspaniały zachód Słońca.

Dzień 3 rozpoczęliśmy od wizyty w pobliskim (jak na Berlin - dwa przystanki kolejką) Kościele Pamięci Cesarza Wilhelma (Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche). Neoromański pięciowieżowy kościół, zniszczony bombardowaniem w 1943 roku, nie został odbudowany. Pozostawiono ruinę głównej wieży, obramowując budowlę z dwóch stron nowoczesnymi dodatkami, m. in. ośmiokątną nawą i sześciokątną dzwonnicą, obie o szklanych ścianach z drobnych niebieskich płytek. W bliskim sąsiedztwie kompleksu rozłożyła się karuzela z towarzyszącymi knajpkami, prawdopodobnie ta sama, którą zimą widzieliśmy na Placu Poczdamskim. Po wypiciu obowiązkowego piwa przejechaliśmy do stacji Tiergarten i stamtąd przeszliśmy do Siegessäule (Kolumny Zwycięstwa). Upamiętnia ona zwycięstwo Prus nad Danią, Austrią i Francją i została odsłonięta w 1873 roku. Kolumnę wieńczy brązowa figura Wiktorii, czemuś z ptakiem na głowie. Zrezygnowaliśmy z wejścia na platformę widokową na wysokości 50 m, czego trochę żałuję. Potem oczywiście piwo w kafejce o nazwie - a jakże - Wiktoria, i spacer fragmentem ogrodów Tiergarten, w których każde drzewo ma swoją tabliczkę z numerem. Moje spore zainteresowanie wzbudził pomnik Bismarcka otoczonego alegorycznymi postaciami: Atlasem dźwigającym kulę ziemską, Zygfrydem kującym miecz, Germanią depczącą panterę oraz Sybillą leżącą na sfinksie przy lekturze książki. Sfinks była grecka - rodzaju żeńskiego, z cyckami! Fotka nie pójdzie na Facebook, na wszelki wypadek ;) Potem - na klimatyczną stację Bellevue i do Gatow, do Muzeum Sił Powietrznych (Luftwaffenmuseum der Bundeswehr). Droga do muzeum wiodła przez willowe osiedle z ulicami noszącymi imiona słynnych kobiet-lotników oraz innych sławnych osobistości, m.in. Julesa Verne'a i Leonarda da Vinci. Upał na wystawionej na słońce płycie byłego lotniska dawał się we znaki wyjątkowo, więc po powrocie do Charlottenburga zakończyliśmy dzień... piwem.

Dzień 4 był już z plecakami na grzbietach, zatem ograniczyliśmy ruch do minimum, przysiadając na piwo pod gościnną kopułą Sony Center, a potem zwiedzając wystawę fotograficzną w centrum handlowym Arkaden, poświęconą 25. rocznicy zburzenia Muru Berlińskiego. Przeszliśmy koło Pomnika Pomordowanych Żydów Europy (2711 betonowych bloków) istniejącego w centrum miasta od 2005 roku i przysiedliśmy na finalne piwo w jednej z knajpek przy Cora-Berliner-Strasse. Potem ostatni spacer do Bramy Brandenburskiej i stamtąd nową trasą metra U55 (liczącą póki co jedną czynną nitkę torów i trzy stacje) - do Dworca Głównego. Jako ostatnia atrakcja wystąpiły dworcowe reklamy czekoladek Ritter Sport, także niezapomnianych z pierwszej wyprawy do Berlina w 1991 roku.



 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       



Copyright Gata 2015