Podróże małe i duże...


BARCELONA
03 - 10 listopada 2016
Przylecieliśmy do Barcelony w listopadowe południe. Spodziewałam się szoku klimatycznego, ale był tylko szoczek, a i to wyłącznie pierwszego dnia, potem robiło się coraz chłodniej. Tydzień później spacerowaliśmy po mieście w tych samych kurtkach, które służyły nam w listopadowej Polsce.

03/11, czwartek - pierwszy dzień pobytu był równocześnie pierwszym (albo zerowym) dniem Euroconu. Przyjechaliśmy lotniskowym autobusem wprost na Plaça de Catalunya, przestronny plac w centrum miasta, wypełniony fontannami, pomnikami, roślinnością, gołębiami i turystami. Zresztą, żeby się nie powtarzać - w Barcelonie turyści wypełniają dosłownie wszystko. Niezbyt dziwię się chłodnym uczuciom Barcelończyków do wielonarodowej stonki. Z Plaça de Catalunya było dosłownie parę kroków do naszego pierwszego lokum - hotelu Catalonia Plaça Catalunya przy Carrer de Bergara. Hotel ociekał pozłotą i ozdobami, a jedyną jego zaletą była bliskość do centrum konwentowego - Centre de Cultura Contemporania de Barcelona (CCCB) przy Carrer de Montalegre. Centrum konferencyjne składało się z dwóch przestronnych, nowoczesnych budynków połączonych przejściem podziemnym. W najbliższym sąsiedztwie miejscowa młodzież grała w piłkę i ćwiczyła kroki taneczne na dziedzińcu. Pierwszym konwentowym punktem miała być sesja autografowa Brandona Sandersona w dość oddalonej od CCCB księgarni Gigamesh (Librería Gigamesh). W drodze do księgarni zajrzeliśmy do słynnego (może pominę "słynne" do końca tej relacji, bo przez tydzień nie zdążyliśmy zobaczyć chyba niczego, co nie jest słynne...) Palau de la Música Catalana - sali koncertowej, produktu katalońskiego modernizmu początku XX wieku autorstwa architekta (jednego ze hmm... słynnej katalońskiej trójcy) Lluísa Domenech i Montaner. Następnie obejrzeliśmy od zewnątrz Casa Calvet przy Carrer de Casp - naszego pierwszego Gaudiego. Wczesne dzieło, uznawane za najbardziej stonowane i zachowawcze, nosi jednak charakterystyczne, rozpoznawalne cechy stylu. Położony niedaleko plac Plaça de Tetuan ozdabia 12-metrowy pomnik doktora Bartomeu Roberta, burmistrza miasta w końcu XIX w. Pomnik został sfinansowany ze zbiórki publicznej jako wyraz uznania Katalończyków dla pracy i poświęcenia lekarza i polityka, którego rzeźbę otaczają alegorie symbolizujace zarówno sztuki, jak ruch niepodległościowy Katalonii. Projektantem jest Lluís Domenech i Montaner. Plac przecina szeroka ulica Gran Via de les Corts Catalanes. Właśnie tu 7 czerwca 1926 wpadł pod tramwaj przechodzący nieuważnie przez ulicę 73-letni Antoni Gaudi, a że był biednie odziany i bez dokumentów, nie rozpoznano go i w szpitalu potraktowano jak żebraka, wskutek czego dwa dni później zmarł. Co oczywiście budzi refleksję, na ile inaczej wyglądałaby dziś Sagrada Familia, gdyby nie ten nieszczęsny tramwaj. Pewnie niewiele...

04/11, piątek - drugi dzień pobytu, a pierwszy pełny konwentu upłynął oczywiście w CCCB, tylko wieczorem był czas na przechadzkę po La Rambla, nawet po ciemku zapełnionej turystami i lepem na nich w postaci kiosków z pamiątkami. Ciekawe co pomyślałby Gaudi na widok wszelkich wariacji na temat jego prac, sprzedawanych za ciężkie euro cudzoziemcom? Podeszliśmy pod Palau Güell - jedno z typowych dzieł Gaudiego, rezydencję wybudowaną na zlecenie jego najważniejszego protektora, przemysłowca Eusebiego Güella w latach 1886-88, przy poprzecznej do Rambli ulicy Carrer Nou de la Rambla. Wieczór zakończyliśmy piwem w miejscu, które również znalazło się na mojej liście zwiedzania, choć z zupełnie innego powodu. Bar Mendizábal znajduje się przy równoległej do Rambli Carrer de la Junta de Comerç i zawdzięcza swoją nazwę osobie Juana Álvareza Mendizábala, liberalnego premiera Hiszpanii i ministra skarbu podczas panowania Izabeli II. Choć premierował niecały rok, wsławił się dekretem o nacjonalizacji i sprzedaży majątków kościelnych.

05/11, sobota - trzeci dzień pobytu, drugi konwentu, który połknął nas w całości, wypluwając jedynie wieczorem do centrum handlowego El Triangle, niepozbawionego akcentów fantastycznych.

06/11, niedziela - czwarty dzień pobytu, ostatni dzień konwentu, a zarazem dzień naszej przeprowadzki do innego, pokonwentowego lokum. Owoc premierowej i jak dotąd jedynej współpracy z portalem AirBnB oraz polecenia przez znajomą tancerkę tego konkretnego mieszkania. "Artistic cozy flat" przy Carrer dels Morabos, 4 przystanki metra od Plaça de Catalunya, należy do polskiej emigrantki Ani, artystki wyrabiającej maski. Ania jeździ do pracy (sklepu z maskami) rowerem i ma grubiutkiego, puchatego białego kocurka Chichona. Mieszkanko jest wybitnie "cozy", pokoik gościnny malutki, a łazienka jeszcze mniejsza, jednak to nie w pompatycznym pozłacanym hotelu, ale właśnie u Ani wyspałam się pierwszy raz w Barcelonie.
Ponieważ przewieźliśmy bagaże z rana, postanowiliśmy, korzystając ze zmiany lokalizacji punktu wyjściowego, odwiedzić kilka hmm... słynnych miejsc w okolicy. Podjechaliśmy metrem do stacji Paral-lel, która jest też przystankiem kolejki szynowej na górę Montjuic (Żydowskie Wzgórze). Góra jest raczej płaska i pobudowano na niej przez lata mnóstwo różnych budowli, jak zamek Castell de Montjuic, Palau Nacional (siedziba Narodowego Muzeum Sztuki Katalońskiej, jednego z miejsc, których nieodwiedzenia żałuję) czy Stadion Olimpijski. Oraz ogrody z mnóstwem bujnej zieleni. Oczywiście roztacza się z niej piękna panorama miasta, od parku rozrywki na górze Tibidabo aż po kolorowy wieżowiec Torre Agbar i wybrzeże. Powyżej przystanku końcowego kolejki szynowej zaczyna się kolejka linowa, którą można dotrzeć na sam szczyt góry, niestety nie skorzystaliśmy z niej z braku czasu. Zatem po powrocie "na dół" odszukaliśmy kolejny punkt z listy - kościół i klasztor Sant Pau del Camp z XII wieku (zawierający także starsze elementy z VII-VIII w.). Pochowano w nim Wilfreda Włochatego, katalońskiego władcę z IX w., z którego osobą wiąże się legenda o powstaniu herbu i flagi Katalonii (cztery czerwone pasy to krwawe smugi, nakreślone przez króla Karola II krwią umierającego z ran na polu bitwy Wilfreda). Niestety to ciekawe miejsce widziałam także wyłącznie z zewnątrz, ale może kiedyś uda mi się tam wrócić. Za Avenida del Paral-lel zaczyna się średniowieczna dzielnica Raval, kiedyś ciesząca się złą sławą z powodu prostytucji i przestępczości, a obecnie przejawiająca ambicje artystyczne. Atrakcją okolicy jest stojąca w parku wielka figura kota autorstwa Kolumbijczyka Fernando Botero. Zakupiony w 1987 przez Radę Miasta, kocur tułał się po mieście, szukając stałego miejsca aż do 2003, kiedy znalazł je przy nowowybudowanej Rambla del Raval. Kochają go wszyscy, przez co trudno zrobić mu zdjęcie bez choćby jednego przytulonego człowieka :)
Od jednej Rambli przeszliśmy w pobliże drugiej, tej najważniejszej (będącej tak naprawdę ciągiem pięciu "Rambli" o różnych nazwach). Wróciliśmy do Palau Güell, żeby w świetle dziennym podziwiać kolowe mozaikowe "szyszki" na jego szczycie. Podobno Gaudi używał do okładania swoich dzieł potłuczonych naczyń ceramicznych, a kiedy nie miał tego, czego potrzebował, kazał tłuc całe zastawy. Po drugiej stronie Rambli znajduje się Plaça Reial, plac zaprojektowany przez architekta Francesca Daniela Molina i Casamajó w XIX w. w całości wraz z budynkami. Zdobi go żelazna fontanna z Trzema Gracjami oraz 6-ramienne latarnie projektu Gaudiego. Idąc Ramblą w stronę Plaça de Catalunya musimy nastapić na wielką okrągłą mozaikę zajmującą środek deptaka. To dzieło Joana Miró - Pla de l'Os. Na wysokości mozaiki znajduje się dom Casa Bruno Cuadros, który można poznać po smoku i parasolkach na fasadzie. Jest to były sklep z parasolami, udekorowany w stylu modernistyczno-orientalnym przez Josepa Vilaseca w końcu XIX w.
Dzień zakończyliśmy powrotem do CCCB na ceremonię zamknięcia Euroconu. Dla mnie był to znak rozpoczęcia całych trzech dni poświęconych wyłącznie miastu.

07/11, poniedziałek - piąty dzień pobytu. Metro do stacji Jaume I, która stanowi doskonały punkt początkowy wszystkich tras zwiedzania centrum miasta. Tego dnia zaczęliśmy na kocią nutę - od śniadaniowego piwa w Cat Bar (vegan, co ciekawe) przy Carrer de la Boria. Wystrój wnętrza zakocony do maksimum (dużo zdjęć jest w galerii Kocie Motywy), wybór piw też bardzo sympatyczny. Po wyjściu z baru przeszliśmy na Carrer de la Princesa i odwiedziliśmy naszą gospodynię Anię w sklepie Arlequi Mascares, zapełnionym najróżniejszymi maskami, od weneckich po kocie mordki. Carrer de Montcada, odchodząca prostopadle od Princesy, to mająca początek w XII wieku wąska ulica domów i pałacyków średniowiecznych, renesansowych i barokowych z kamiennymi wewnętrznymi dziedzińcami. Znajdują się na niej także liczne galerie sztuki. Ulica prowadzi do gotyckiej bazyliki Santa Maria del Mar, projektu Berenguera de Montagut. Ponieważ budowano ją tylko 55 lat (w XIV wieku), zachowuje jako jedyna czysty styl gotyku katalońskiego. Dalej leży Pla del Palau, a na nim klasycystyczny (ponoć w środku gotyk, ale chyba nie wpuszczają turystów, w każdym razie nie próbowaliśmy) budynek giełdy La Llotja i dalej ulica Passeig d'Isabel II z ogromną, zajmującą cały kwartał klasycystyczną kamienicą "indianosa" Josepa Xifré - Porxos d’en Xifré z XIX w. z zasługującymi na szczególną uwagę dekoracjami ściennymi ukazującymi jak pan Xifre wzbogacił się handlem z Ameryką Południową (skrzynie towaru ładowane przez cherubinki noszą monogram właściciela - JX). Poza tym znajdziemy na nich portrety odkrywców Nowego Świata i obowiązkowe alegorie. W jednym z mieszkań kamienicy mieszkał Pablo Picasso z rodziną, kiedy przybył do Barcelony w 1895. Dalej przy tej samej ulicy znajduje się dworzec kolejowy Estacio de Franca, a za nim Parc de la Ciutadella. Jest to 70-akrowy park, powstały w miejscu zburzonej znienawidzonej przez Katalończyków fortecy wzniesionej przez Filipa V po zdobyciu miasta na początku XVIII w. Kiedy kilkanaście lat po ostatecznym wyburzeniu fortecy w Barcelonie odbyła się Wystawa Światowa, do budynków pozostałych na terenie parku dołączyły nowe obiekty, zbudowane specjalnie na tę okazję, m.in. mocno wybujała fontanna Cascada, zaprojektowana przez Josepa Fontsére przy niewielkim udziale nieznanego studenta architektury - Antoniego Gaudi. Niedaleko, na terenie zoo, stoi inna, znacznie delikatniejsza fontanna, która stanowi jeden z symboli miasta - marmurowa i tajemnicza Dama z parasolką. Oczywiście zoo też odwiedziliśmy i ma ono osobną podstronę w galerii Rozmaitości - Ogrody Zoologiczne. Tu wspomnę tylko, że nie jest to najlepsze zoo jakie widziałam. Kiedy opuściliśmy zoo, powitał nas konny pomnik generała Prima, a za nim budynek Parlamentu Katalonii, wspomniana już Cascada, dziwna rzeźba mamuta (popularne tło do zdjęć) i w końcu zamek Castell dels Tres Dragons. Po opuszczeniu parku ulica Passeig de Lluis Companys doprowadziła nas do Łuku Triumfalnego, zbudowanego oczywiście także z okazji Wystawy Światowej w 1888, przez Josepa Vilaseca i Casanovas, jako główne wejście na tereny wystawowe. I tam zastał nas zachód słońca.

08/11, wtorek - szósty dzień pobytu. Zmiana okolicy. Dzielnica Eixample czyli Nowe Miasto, teren zaprojektowany i zabudowany w zorganizowany sposób w XIX w. w stylu secesji. Wizjonerski projekt Ildefonsa Cerdy - symetryczne ulice i kwadratowe domy o ściętych rogach, które tworzą ośmiokątne placyki-skrzyżowania. Pierwszy na liście - hmm... słynny i polecany Park Güell. Do niedawna teren publiczny (obecnie najciekawsza część biletowana, co budzi sprzeciw mieszkańców), złożony z systemu parków i ozdobnych elementów architektury, jest położony na wzgórzu Carmel. W całości zaprojektowany i wykonany przez Gaudiego dla jego mecenasa i przyjaciela Eusebiego Güella w latach 1900-1914. Pomyślany jako osiedle bogaczy, nieukończony, wykupiony przez miasto. Oblegany przez turystów. Na pewno piękny i niezwykły, ale jestem pewna, że daleko nie wszystko widziałam. Obłe oniryczne linie, kolorowe mozaiki - tak bardzo "gaudiowe"! No i słynna Salamandra, do której stała kolejka chętnych na selfie. Za mało, za krótko, zbyt pobieżnie. Chyba w tym miejscu Barcelony odczułam to najmocniej. Potem - z powrotem do metra i dalej w trasę, do ulicy Passeig de Gracia. To chyba największe skupienie budynków autorstwa najsłynniejszych architektów miasta. Ulica znajduje się w centrum Dzielnicy Eixample i jest ponoć najdroższa w Barcelonie i w całej Hiszpanii. Wszystkie słynne domy powstały na przełomie XVIII i XIX wieku. Casa Amatller autorstwa Josepa Puig i Cadafalch, zaraz obok Casa Batlló Gaudiego i Casa Lleó Morera Lluísa Domenech i Montanera. Nieco dalej chyba najsłynniejszy Casa Mila Gaudiego z kominami przypominającymi stormtrooperów z "Gwiezdnych Wojen". Jest jeszcze ze trzy razy tyle, ale my już dochodzimy do najbliższej stacji metra i jedziemy do Sagrada Familia. To jest właśnie kolejność, którą zaplanowałam - zobaczyć inne dzieła Gaudiego, żeby móc spróbować wyobrazić sobie, jak wyglądałaby bazylika, gdyby Gaudi mógł ją ukończyć. Wiem, że na pewno zupełnie inaczej. Dla Gaudiego to była ręczna robota, każdy detal był inny, indywidualny. Jasne, w XXI wieku nie mozna tak budować tak wielkich obiektów. Ale efekt jest jaki jest - część Gaudiego zapiera dech, reszta - nie robi wrażenia. Budują tę bazylikę już 90 lat i podobno mają skończyć w 2026, na setną rocznicę śmierci Gaudiego. Jeśli dożyję, pojadę tam jeszcze raz, sprawdzić czy Gaudi nie wstał z grobu - nie miałby daleko, bo jest pochowany w podziemiach.
I tak skończył się nam plan dzienny, a że dzień długi, pojechaliśmy jeszcze na plażę. Da się ją określić krótko - wielkie palmy, wypasione jachty i luksusowe wieżowce. Z moich planów wykąpania się w kolejnym morzu (Balearskim) nic nie wyszło - było zimno i bardzo wietrznie. Tak bardzo, że gdy nieostrożnie podeszłam zbyt blisko wody, nagła fala zalała mi buty. Tak więc symbolicznie nogi zamoczyłam... Do metra wracaliśmy przez Barcelonetę - dzielnicę zbudowaną w XVIII w. dla pozbawionych domów mieszkańców La Ribery, zburzonej by zrobić miejsce dla Cytadeli. Trójkątna, położona tuż przy plaży na terenie niegdyś leżącym pod wodą, kiedyś dzielnica rybaków i żeglarzy, dziś modna i pełna pubów i restauracji.

09/11, środa - siódmy i ostatni dzień pobytu. Najkrócej - Barri Gotic, czyli średniowieczne Stare Miasto. Punkt startu - ponownie Plaça de Catalunya, jakże symbolicznie. I znowu na dobry początek dnia - kocio. Carrer de Montsio, Casa Marti (modernistyczny projekt Josepa Puig i Cadafalch) - czyli Els Quatre Gats. Oryginalna kawiarnia istniała w latach 1897-1903, kiedy to splajtowała, podobno dlatego, że zarządca Pere Romeu zbyt często pozwalał przyjaciołom balować za darmo. Cztery Koty to nie koty, ale idiomatyczne wyrażenie katalońskie, oznaczające byle kogo, psa z kulawą nogą. Mimo to wnętrze obfituje w wizerunki czterech kotów (patrz galeria Kocie Motywy). Czwórka przyjaciół: Pere Romeu oraz artyści Ramon Casas i Carbó, Santiago Rusinol i Miguel Utrillo tworzyli awangardę katalońskiego modernizmu. Kawiarnia była nie tylko miejscem posiłków, ale także eksponowania sztuki oraz dyskusji o niej. Podobno właśnie w Els Quatre Gats miała miejsce pierwsza wystawa 17-letniego Pablo Picasso, a i Antoni Gaudi bywał tam częstym gościem. W 1978 kawiarnię otwarto ponownie z zachowaniem oryginalnego stylu i elementów wyposażenia. Jedynie obraz Casasa przedstawiający jego samego i Romeu na tandemie został zastapiony kopią.
Następnie, idąc dalej Avinguda del Portal de l'Angel (ulicą pełną sklepików i butików, jak i cała dzielnica) docieramy do Bazyliki Santa Maria Del Pi (czyli Święta Maria Sosnowa), XIV-wiecznego kościoła gotyckiego z rozetą na głównej fasadzie i ośmiokątną 54-metrową wieżą. Potem przecinamy La Ramblę, by zmienić klimat i zajrzeć na najsłynniejszy rynek Barcelony, Mercat de Sant Josep de la Boqueria. Niestety wygląda on bardziej na wystawkę dla turystów, niż prawdziwy rynek, na którym miejscowi mogą kupić rybę czy warzywa na obiad.
I znowu przez Ramblę, z powrotem ku sercu Barri Gotic. Po drodze dzielnica żydowska El Call i synagoga przy Carrer de Marlet, a zaraz potem dochodzimy do Plaça Sant Jaume, przy którym mieszczą się Pałac Generalitat (siedziba rządu) i Ajuntament (urząd miejski). W bok od placu odchodzi wąska Carrer del Bisbe z uroczym koronkowym wiszącym mostkiem Pont del Bisbe. Uliczka prowadzi do Katedry Barcelońskiej (Catedral de la Santa Creu i Santa Eulalia) - gotyckiej świątyni i siedziby arcybiskupa. Budowano ją między XIII a XV wiekiem. Nastoletnia święta - patronka katedry zginęła męczeńsko z rąk Rzymian. Ciało spoczywa w podziemiach, a w klasztorze stale przebywa 13 białych gęsi dla uczczenia młodego wieku Eulalii. Niestety pomimo parukrotnego okrążenia katedry nie udało się znaleźć ukrytej w klasztornym wirydarzu Font de les Oques czyli Gęsiej Studni.
Ciekawostkę stanowi Portal Sant Lu, położony po przeciwnej do Bisbe stronie katedry (przy Carrer dels Comtes). Znajdują się na nim dwie płaskorzeźby ukazujące walkę rycerza ze smokiem: jedna klasyczna, druga zaś przedstawiająca postać o owłosionych nogach, podejrzanie przypominającą Wilfreda Włochatego.
A dalej niespodzianka - w budynku przy Carrer del Paradis 10, między katedrą a Plaça Sant Jaume, schowane w podziemiach, oryginalne trzy i pół kolumny rzymskiej świątyni Augusta! Trzeba wiedzieć, że tam są, brak jakiegokolwiek oznakowania. Przy Plaça Nova (tam gdzie front katedry) - więcej starożytności: brama miejska z I w. p.n.e., fragment rzymskiego akweduktu oraz rzymskie mury z III w.
Pomiędzy katedrą a Via Laietana znajduje się Palau Reial Major - pałac królewski z XI w., była rezydencja hrabiów Barcelony i królów Aragonii, obecnie siedziba Muzeum Historii Barcelony MUHBA. Na placu stoi konny pomnik hrabiego Barcelony Ramona Berenguera III.
Poplątane uliczki Barri Gotic doprowadziły nas ponownie do zbiegu ulic Passeig d'Isabel II i Passeig de Colom. Po drugiej stronie zaprezentował się dość dziwny symbol Barcelony - El Cap czyli Głowa, surrealistyczna rzeźba amerykańskiego twórcy z okazji Olimpiady w 1992.
Tym razem nie zagłębiliśmy się w Barcelonetę, lecz ruszyliśmy Passeig de Colom w stronę pomnika Kolumba. Po drodze był jeszcze wesoły rak na nabrzeżu i smutny Admirał Galcerán Marquet na pierwszym żelaznym pomniku przy Plaça del Duc de Medinaceli. Z daleka widoczny był 60-metrowy pomnik Krzysztofa Kolumba, oczywiście postawiony z okazji Wystawy Światowej w 1888. Kolumb wskazuje palcem bynajmniej nie Amerykę, lecz Afrykę, bo ponoć ważniejsze było, żeby stał zwrócony ku morzu. Daleko w dole pod stopami podróżnika ukazano wiele innych postaci, władców, odkrywców oraz obowiązkowe alegorie. Wewnątrz kolumny znajduje się winda dowożąca ciekawskich wysoko w górę do tarasu widokowego.
Między pomnikiem Kolumba a placem Plaça de les Drassanes mieści się (w byłych zabudowaniach stoczni Drassanes - swoją drogą to, jak daleko stoją teraz od brzegu, pokazuje cofanie się wody w ciągu stuleci) muzeum morskie (Museu Maritim de Barcelona), niestety już zamknięte. Udało się tylko zajrzeć przez okno oraz na podwórko.
Już w ciemnościach wróciliśmy do naszego cozy mieszkanka niedaleko Plaça d'Espanya. Niespodziewane pożegnalne przedstawienie dała nam pobliska Font Magica de Montjuic - Magiczna Fontanna, pluskająca strugami kolorowo podświetlanej wody do wtóru klasycznej muzyki. Moltes gracies, Barcelona!

 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
 
   
 
         
 
     
 
 
       
 
   
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       
                 
       


 

Copyright Gata 2016